Recenzja gry

FIFA 15 (2014)
Artur Kruczek

Syndrom sztokholmski

Ofensywnie usposobieni Gracze będą zadowoleni."FIFA 15" to bodaj najbardziej arcade'owe wydanie gry od ładnych paru lat.
Jest taki cudowny moment podczas większości meczów w "FIFIE": pochylasz się nad kontrolerem, koncentrujesz wzrok i wysyłasz niewidzialnemu przeciwnikowi albo widzialnemu koledze na kanapie sygnał: żarty się skończyły, teraz gramy "na poważnie". Zwykle idzie to w parze ze skupieniem na grze defensywnej, uważnym rozgrywaniem piłki i namysłem nad każdym posunięciem. Jeśli znasz ten stan, to niestety poświęcisz sporo czasu na walkę z przyzwyczajeniami: "FIFA 15" to bodaj najbardziej arcade'owe wydanie gry od ładnych paru lat.



Ewolucja serii, polegająca w dużej mierze na równomiernym forowaniu graczy usposobionych ofensywnie i defensywnie, przynosi w "piętnastce" przedziwny, schizofreniczny rezultat. Z jednej strony mamy bowiem absurdalnie wysoką skuteczność dryblingu, kilometrowego "holowania" piłki i zastawiania się ciałem: nawet średniej klasy napastnicy są tutaj szybcy, silni i zwrotni, potrafią oddać strzał z nieprawdopodobnej pozycji i wziąć "na plecy" dwóch rosłych obrońców (którzy, swoją drogą, zachowują się w rzeczonych sytuacjach jak skończone jemioły). Z drugiej strony, znacznie obniżono skuteczność dośrodkowań i uderzeń głową (wracają tradycyjne, polskie "świece" w stylu nieodżałowanego "polskiego Beckhama", Kamila Kosowskiego), zaś bramkarze sprawiają wrażenie, jakby hodowano ich w laboratorium i pojono paliwem przemysłowym: potrafią bez trudno wyjąć petardę z okolic pola karnego, woleja z "piątki" i główkę, która już była w ogródku, witała się z gąską. Oczywiście, to wszystko kwestia precyzji, co nie zmienia faktu, że testu na balans rozgrywki nowa "FIFA" nie zdaje celująco.



Prowadzenie piłki, strzały, zwody, dośrodkowania - za sprawą podrasowanej oprawy graficznej i kapitalnej, naszpikowanej pysznymi detalami animacji wrażenia płynące z gry wciąż są świetne. Piłkarze są nieco ciężsi, a gra podkreśla poezję ich ruchu - zwłaszcza, gdy składają się do potężnych uderzeń, odgrywają piłkę w niekonwencjonalny sposób, albo balansują ciałem, gubiąc obrońców. Trybuny są jeszcze żywsze, przy linii bocznej gania operator, trawa ugina się pod piłkarskimi korkami. Jest efektownie, płynnie i ładnie (wersja na PS4 ma delikatny rozmywający filtr, podczas gdy Xboksowa jest nieco ostrzejsza). Telewizyjne, zamaszyste panoramy, prezentacje zawodników rozpisane na kilkadziesiąt ujęć, dynamiczne powtórki - atmosfera piłkarskiego spektaklu jest nie do podrobienia (na duet Szpakowski - Szaranowicz w polskiej wersji tradycyjnie opuszczam zasłonę milczenia: zarówno ich flagowe powiedzonka, jak i wykłady z historii europejskich klubów są w tej edycji przekomiczne). I w tym względzie jednak nie wszystko gra i buczy: problemy z detekcją kolizji bywają  kolosalne, a poza wrażeniami estetycznymi mają negatywny wpływ na samą rozgrywkę.



Tryby gry upichcono według znanego i sprawdzonego przepisu, zaś danie główne, czyli Sezony Online, to ponownie wynalazek, który rozbija małżeństwa, niszczy przyjaźnie i jest obietnicą nerwicy maniakalno-depresyjnej. Dość powiedzieć, że pierwszoligowców z "14-stki" wita komunikat o automatycznym przeniesieniu z dziesiątej do ósmej ligi (co odbiera im możliwość sparingu z kelnerami). Potem jest jeszcze weselej, zwłaszcza gdy konsola "zapomina" nam zaliczyć punktów. Matchmaking działa dla odmiany nieźle i tym razem nie wpadałem "czteroipółgwiazdkowym" Milanem na przeładowany wymiataczami Bayern albo Real Madryt.



Na boisku po staremu: dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Organizująca całą strategię artystyczną Electronic Arts zasada wciąż jest w mocy: ryzykuj na tyle dużo, by sprzedać tytuł i na tyle mało, by nie stracić pozycji lidera. W swojej relacji z serią Elektroników widzę powoli oznaki syndromu sztokholmskiego, ale ich eskalacja zajmie jeszcze parę lat. I choć "FIFA 15" jest na razie bezpieczna na swoim tronie, to wieść branżowa niesie, że konkurencja z Konami przebudziła się wreszcie ze snu. Gotowi na dogrywkę?
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones